Talenty ukryte wśród bloków
Dzień zaczęliśmy od pysznego śniadanka. Wczoraj zapomnieliśmy napisać o tym, że w Trzebielu dostaliśmy jedzenie, m.in. makaron. Zastanawialiśmy się gdzie go ugotujemy. Przyjeżdżamy do internatu, a tam kuchnia, garnki, patelnie 😊 Pan Bóg wszystko zapewnia! Wyszliśmy na podwórko za szkołą z rowerami i obrazem, by rozeznać co dalej. Piękne Oblicze Pana Jezusa przyciągnęło pana Władysława. Wcale nie zamierzał jechać trasą obok nas...😉 Był bardzo ciekawy naszej misji; chwilę porozmawialiśmy, pomodliliśmy się i ruszyliśmy na miasto. Jednym z najważniejszych punktów dzisiejszej ewangelizacji była wizyta na osiedlu wśród bloków.
Tu ponownie spotkaliśmy pana Władysława, ale poznaliśmy też wiele nieprzeciętnych osób. Spaw w wózku, na którym wieziemy obraz zaczął się rozpadać, dlatego zapytaliśmy przez mikrofon czy ktoś ma spawarkę. Odpowiedź była natychmiastowa. Wujek Andrzej pospieszył z pomocą (wujek Gosi). Nawiązała się współpraca mieszkańców bloku, by jak najsprawniej zespawać wózek. Sąsiedzi zgodnie twierdzili, że trafiliśmy na najlepszego spawacza w okolicy.
W międzyczasie pojawił się pan Marek, człowiek który kiedyś śpiewał i grał na gitarze, i robił to tak dobrze, że miał wielu uczniów zaczynających grać pod jego skrzydłami. Teraz doświadcza wielu trudów w życiu; osamotnienia, odrzucenia. Widok gitary przypomniał mu lata jego świetności. Zagrał nam kilka ulubionych piosenek, zaśpiewaliśmy też wspólnie Czarną Madonnę przy jego akompaniamencie. Nadszedł czas by pójść dalej. Nadeszła pora obiadowa, a my nie mieliśmy jedzenia. Zaczęliśmy modlić się o coś do jedzenia. Gdy skończyliśmy podeszła do nas pani Halinka, katechetka i zapytała czy kupić nam coś do jedzenia. Chwilę później zasiedliśmy do obiadu 😉
Posileni opuściliśmy Biały Bór i pojechaliśmy do Biskupic. W tej małej wsi nikt nie zechciał przyjść na spotkanie z Panem Jezusem więc my w modlitwie oddaliśmy mieszkańców opiece Bożej.
Kamienna-następna malutka miejscowość na trasie. Tu odwiedziliśmy mieszkańców w domach. Zetknęliśmy się z zamkniętymi drzwiami lub brakiem czasu. Zawsze chodzimy od domu do domu w parach. Podziału dokonujemy poprzez losowanie. Byliśmy zaskoczeni, gdy po raz trzeci zostaliśmy połączeni w takie same pary 😉 Kamienna pożegnała nas grzmotami i ulewą, która w ciągu kilku minut przemoczyła nas do suchej nitki. Trudy, trudy, trudy... W Kazimierzu udaliśmy się do pierwszego z brzegu domu, a tam małżeństwo z Niemiec. Nie mogąc się dogadać, zaczęliśmy korzystać z translatora 😉 Udaliśmy się do nastepnego domu, prosząc o ratunek. Zostaliśmy ugoszczeni kanapkami i herbatą.
Kinga dostała sandały i skarpetki 😊 Nasi dobrodzieje poradzili nam, by w Drężnie udać się do pani sołtys i poprosić o nocleg. Tak też zrobiliśmy. Pani Wioleta, kobieta o wielkim sercu zaprowadziła nas na świetlice, przyniosła kolację, rozpaliła w kominku i poprosiła rodzinę i sąsiadów o koce, kołdry itp. Kończymy dzień leżąc pod kołderkami, pijąc kakao i grzejąc nogi w kominku 😉
Tu ponownie spotkaliśmy pana Władysława, ale poznaliśmy też wiele nieprzeciętnych osób. Spaw w wózku, na którym wieziemy obraz zaczął się rozpadać, dlatego zapytaliśmy przez mikrofon czy ktoś ma spawarkę. Odpowiedź była natychmiastowa. Wujek Andrzej pospieszył z pomocą (wujek Gosi). Nawiązała się współpraca mieszkańców bloku, by jak najsprawniej zespawać wózek. Sąsiedzi zgodnie twierdzili, że trafiliśmy na najlepszego spawacza w okolicy.
W międzyczasie pojawił się pan Marek, człowiek który kiedyś śpiewał i grał na gitarze, i robił to tak dobrze, że miał wielu uczniów zaczynających grać pod jego skrzydłami. Teraz doświadcza wielu trudów w życiu; osamotnienia, odrzucenia. Widok gitary przypomniał mu lata jego świetności. Zagrał nam kilka ulubionych piosenek, zaśpiewaliśmy też wspólnie Czarną Madonnę przy jego akompaniamencie. Nadszedł czas by pójść dalej. Nadeszła pora obiadowa, a my nie mieliśmy jedzenia. Zaczęliśmy modlić się o coś do jedzenia. Gdy skończyliśmy podeszła do nas pani Halinka, katechetka i zapytała czy kupić nam coś do jedzenia. Chwilę później zasiedliśmy do obiadu 😉
Posileni opuściliśmy Biały Bór i pojechaliśmy do Biskupic. W tej małej wsi nikt nie zechciał przyjść na spotkanie z Panem Jezusem więc my w modlitwie oddaliśmy mieszkańców opiece Bożej.
Kamienna-następna malutka miejscowość na trasie. Tu odwiedziliśmy mieszkańców w domach. Zetknęliśmy się z zamkniętymi drzwiami lub brakiem czasu. Zawsze chodzimy od domu do domu w parach. Podziału dokonujemy poprzez losowanie. Byliśmy zaskoczeni, gdy po raz trzeci zostaliśmy połączeni w takie same pary 😉 Kamienna pożegnała nas grzmotami i ulewą, która w ciągu kilku minut przemoczyła nas do suchej nitki. Trudy, trudy, trudy... W Kazimierzu udaliśmy się do pierwszego z brzegu domu, a tam małżeństwo z Niemiec. Nie mogąc się dogadać, zaczęliśmy korzystać z translatora 😉 Udaliśmy się do nastepnego domu, prosząc o ratunek. Zostaliśmy ugoszczeni kanapkami i herbatą.
Kinga dostała sandały i skarpetki 😊 Nasi dobrodzieje poradzili nam, by w Drężnie udać się do pani sołtys i poprosić o nocleg. Tak też zrobiliśmy. Pani Wioleta, kobieta o wielkim sercu zaprowadziła nas na świetlice, przyniosła kolację, rozpaliła w kominku i poprosiła rodzinę i sąsiadów o koce, kołdry itp. Kończymy dzień leżąc pod kołderkami, pijąc kakao i grzejąc nogi w kominku 😉
Komentarze
Prześlij komentarz